wtorek, 13 listopada 2012

3. A było już tak dobrze...

 Minęło kilka kolejnych miesięcy od śmierci Charliego. Bella kompletnie przestała cokolwiek rozumieć. Było z nią gorzej, niż po wyjeździe pijawek. Nikt już nie mógł na to patrzeć, szczególnie Jake. Kiedy w końcu zaczął się trząść na jej widok, uznał, że musi coś zmienić.
 -Bells. Mam dla ciebie niespodziankę.-oznajmił pewnego ranka.-Spędzimy razem cały jeden dzień. Co byś chciała robić?
 -Jeden dzień? Motory.-wyszeptała. Jacob się uśmiechnął. Pociągnął ją za rękę i zaprowadził do garażu. Bella podążyła za nim z grobową miną.
 Kiedy po wielu staraniach udało im się wyciągnąć motory, by nie nakrył ich Billy, ruszyli w swoje stare miejsce do nauki jazdy.
 -Poskaczmy potem z klifu.-poprosiła Bella, wpatrując się w puste skały i wzburzone morze.
 -Bells, nie przeginaj struny.-zaśmiał się Jake. Westchnienie dziewczyny obiło się o jego uszy.
 -Szkoda.-szepnęła. Dalszą drogę pokonali w ciszy. Tylko jej myśli krzyczały. Nie mogę tego zrobić...ale muszę...zranię Jacoba...ale Edward i Charlie...on chciał mnie zabić...ale został omamiony...zabił ojca...nie! To nieprawda! Edward mnie kocha! - wojna w głowie Belli trwała. Decyzja, którą właśnie podjęła, była nieodwołalna.
 -Dojechaliśmy na miejsce.-poinformował Jake i zaczął ściągać motory z ciężarówki.
 -To...super.-wydukała pobladła dziewczyna i wyszła na powietrze.
 Miejsce nie zmieniło się zbyt wiele. Było tu pełno zarośli. Suche badyle wystawały z ziemi. Wąska ścieżka nie była pokryta błotem, a piaskiem. Dalej rosły tu drzewa i było kilka wielkich głazów.
 -Hej, Bells, jedziemy?-zapytał uradowany Jacob. Bella skinęła głową. Wsunęła się na swój motor i go odpaliła. Maszyna zamruczała, jak kot. Chwilę potem jednak ryknęła i wyskoczyła do przodu. Za dziewczyną powiewały kasztanowe pukle, jednak nie myślała, jak wygląda. Skierowała się na największy głaz, jaki widziała. Jeszcze tylko chwila i zobaczę się z tatą - szepnęła w myślach.
 Jacob obserwował ją z pewnej odległości. Westchnął cicho i również wsiadł na motor. Patrzył jeszcze chwilę na Bellę, a potem momentalnie zmienił mu się nastrój.
 -Bells, do cholery, co ty wyprawiasz!-krzyknął i odpalił swoją maszynę. Za późno. Zanim ją dogonił, porządnie uderzyła głową w głaz. Klnąc się w myślach, chłopak podbiegł do rannej i wziął ją na ręce. Próbował powstrzymać dygotanie, ale marnie mu to wychodziło. Uspokój się. Zrobisz jej krzywdę. Spokój! - nakazy wydawane sobie w myślach niewiele pomagały. Z twarzą wykrzywioną cierpieniem podbiegł do auta i ruszył szosą, nie zważając na przepisy. Byle jej nic się nie stało.
 Szpital nie kojarzył się dobrze żadnemu z nich. Jake wciąż czuł tu odór wampira, a Bella trafiała tu non stop. Musiała być już przyzwyczajona.
 Odkąd doktor Cullen "wyjechał", wszystko się zmieniło. Był on lekarzem Belli. Na jego miejsce trafił inny człowiek.
 -Panna Isabella Marie Swan, jeśli się nie mylę.-uśmiechnęła się recepcjonistka.-Przyjmie panią doktor Hunter. Pierwsze drzwi na lewo.
 -Dziękuję.-powiedział Jacob i wręcz pobiegł do gabinetu doktora. Trzęsące się ręce zdradzały coraz większe podenerwowanie. A jeśli już za późno? A jeśli coś się stanie? A krwiopijca? - pytał się w myślach.
 -Proszę pana! Słyszy mnie pan?!-krzyknął doktor Hunter i pomachał Jacobowi ręką przed oczami.
 -T-tak...Nic jej nie jest?-zapytał wyrwany z zamyślenia chłopak.
 -To tylko stłuczenie. Nie jest źle. Jestem Charles Hunter.-przedstawił się doktor. Jake tylko kiwał nieprzytomnie głową.
 -Mogę do niej wejść?-zapytał po dłuższej chwili milczenia. Doktor niepewnie skinął głową.
 -To tylko stłuczenie, ale zostanie do jutra.-powiedział i wprowadził chłopaka do sali.
 Było to przestronne pomieszczenie o białych ścianach. W niewielkich okienkach wisiały koronkowe firanki. Pod ścianą ustawione były trzy łóżka. Na jednym z nich leżała Bella.
 -Zostawię państwa samych.-oznajmił doktor Hunter i wyszedł. Skrzypnięcie drzwi sprawiło, że dziewczyna odwróciła się plecami do odwiedzającego.
 -Możesz mi wyjaśnić, po jaką cholerę żeś to zrobiła?-zapytał Jacob.
 -Nie mogę.-szepnęła Bella. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. A potem kolejne. Kiedy odwróciła twarz, tak, by Jake mógł ją zobaczyć, z jej oczu płynął strumień słonych kropelek.
 -Och, Bells. Wybacz.-przeprosił ją chłopak.
 -To nie twoja wina.-odparła mu. Jacob mruknął coś niezrozumiale. A właśnie, że moja. Po cholerę poruszam ten temat. To taka ostatnia rozmowa. -pomyślał ze złością.
 -Bella, słuchaj. Zrobię wszytko. Spełnię każdą twoją zachciankę, choćby nie wiem, jak szaloną. Tylko nie rób tego więcej.-obiecał chłopak i przytulił jej rękę do rozgrzanego policzka.
 -Mówisz prawdę?-upewniła się Bella.
 -Najprawdziwszą prawdę.-potwierdził Jake.
 -Chcę spotkać się z krwio...krwiopijcą -ostatnie słowo było pełne bólu, wypowiedziane na siłę.
 -Mówisz-masz. Ale pod jednym warunkiem. Będę ci towarzyszył.-odpowiedź przyjaciela napełniła jej serce nadzieją.
 -Dobra.-dziewczyna wyciągnęła rękę, którą Jacob bez wahania uścisnął.
_______________________________________________________________________
Rozdziału dawno tu nie było. Wielkie sorry dla mojego...cóż tu kłamać... jedynego czytelnika. Jeśli ktoś jeszcze to czyta, oprócz sakroliny, proszę o komentarze. Nie wiem, czy mam pisać, czy nie. Podpowiedzcie.