Bella szybko wyszła ze szpitala. Zaczęła się też bardzo zmieniać. Jej blada skóra nabrała cieplejszego odcienia. Na policzki wróciły rumieńce. Była wesoła i pogodna. Coraz mniej płakała. Często odwiedzała grób ojca. Bez wątpienia jej się polepszyło.
Kiedy w końcu zechciała się spotkać z Jacobem, okazało się, że nie ma go w pokoju.
-Gdzie Jake?-zapytała Billy'ego przy najbliższej okazji.
-Pewnie wałęsa się jako wilk. Musi być nieźle przejęty tym twoim spotkaniem z Cullenem.-stwierdził Billy i wyjechał na dwór po rampie, którą zrobił dla niego syn.
***
Tymczasem rdzawy basior włóczył się po lesie bez celu.
Po cholerę się na to zgadzałem. Kretyn jestem i tyle. Idiota skończony.-warczał w myślach.
Chyba się z tobą zgodzę.-pomyślała Leah. Tyle co się przemieniła i zdążyła wysłuchać przemyśleń chłopaka.
Leah, weź siedź cicho. Nie wystarczy ci mój obecny stan? Musisz mnie dobijać?-jęknął Jacob.
Tak. Muszę. Bo nie wiem, czy zauważyłeś, ale byłam wczoraj u Belli. Jest z nią coraz lepiej.-stwierdziła.
Bo obiecałem jej, że zobaczy się z pijawą.-mruknął Jake.
Wiem. Mógłbyś nie siedzieć tu, jak ostatni jednorożec, tylko odszukać wampira.-podsunęła.
Ostatni jednorożec? A co to ma do rzeczy?-zdziwił się chłopak.
Niewiele. Chodziło mi o to, że dziewczyny lubią kiedy się o nie...walczy.-szepnęła i zniknęła.
Walczy, walczy...jeszcze czego? Mam przyjechać na białym rumaku?-pomyślał z sarkazmem i wielkimi susami ruszył w stronę lasu. W końcu natrafił na smród wampira. Ze złością ruszył po świeżym tropie. Tylko tego mu brakowało-wampira.
***
Bella poprawiała kwiaty na nagrobku. Ze smutkiem patrzyła na wygrawerowane imię i nazwisko. Pochyliła się, by ściągnąć kilka zeschłych gałązek.
-Bello?-usłyszała słowa cichsze od wiatru. Odwróciła się, jak na komendę.
-Edward? Co ty tu robisz?-zapytała. Jak on śmiał przychodzić na cmentarz?-pytała w myślach.
-Przyszedłem cię przeprosić. Za wszystko-powiedział z czułością. Jednak coś w jego oczach mówiło dziewczynie, że to kłamstwo. W jego oczach...
-A twoja dieta? Wciąż jesz ludzi?-mruknęła niepewnie, rozglądając na boki. Wampir uchwycił to spojrzenie.
-Nieee...wróciłem do starych przyzwyczajeń-powiedział, przeciągając sylaby.
-A więc czemu tutaj widnieje imię i nazwisko mojego ojca?-zapytała z wyrzutem Bella, otwierając za plecami paczkę zapałek.
-Bo...to było dawno...ten głód...nie wyobrażasz sobie!-krzyknął Edward i w ułamku sekundy znalazł się obok niej. Poczuła jego chłodne palce, które wyszarpnęły zapałki.
-Zostaw mnie!-krzyknęła, próbując się wyrwać. Spojrzała mu prosto w oczy i doznała olśnienia. Nie były złote, jak zawsze. Były ciemnobrunatne, jakby zaczerwienione na brzegach.
-Teraz...to już koniec-wysyczał jej do ucha.-Córeczka połączy się z tatusiem.
-Nie!-krzyknęła i niespodziewanie zaczęła dygotać. Nie wiedziała, czy to ze złości, czy z bezsilności. Trzęsła się cała.
-To koniec-szepnął wampir, zbliżając usta do jej szyi. I nagle dziewczyna poczuła napływające ciepło, a kiedy zniknęło, stała całkiem wolna, nieskrępowana uściskiem rąk wampira. Czuła się tylko trochę skołowana.
Bella? Skąd ty...ty jesteś...jedną z nas?-usłyszała w głowie znany jej głos Quil'a.
Co ty gadasz?-zapytała, jednak z jej ust wydobyło się tylko szczeknięcie. Spojrzała w dół. Nie patrzyła na ludzkie stopy, tylko wilcze łapy. Ogromne łapy, porośnięte srebrnobiałym futrem.
Edward zaklął cicho. Bella zawarczała w odpowiedzi.
Już pędzimy!-usłyszała krzyk kogoś innego. Ujrzeli wampira w jej myślach. Teraz ona stała naprzeciw niego, wyższa, z obnażonymi kłami. Edward uśmiechnął się kpiąco.
-Nie pokonasz mnie ani ty, ani tamte nędzne kundle-zaszydził. Bella rzuciła się na niego i momentalnie została odepchnięta. Uderzyła w kamienny nagrobek, który rozpękł się na pół. Wstała powoli, trzęsąc głową. Znów spojrzała wampirowi w oczy.
W tym momencie brzydki brąz przeistoczył się w soczystą czerwień.
-Soczewki.-mruknął Edward, mrugając powiekami, by pozbyć się resztek materiału. Nagle zza krzaków wyskoczył rdzawy basior, a za nim kolejne.
Bella, odsuń się!-usłyszała w myślach nakaz Jacoba.
On ma rację-dodał Sam, warcząc na wampira. Jednak dziewczyna nie słuchała. Pobiegła wprost na swojego przeciwnika, rzucając w myślach obelgami. Tak samo szybko, jak się pojawił, Edward zniknął pomiędzy grobami. Wilki rzuciły się za nim w pogoń. Tylko jeden, najmniejszy i szarawy, zatrzymał się przy Belli.
Chodź już-szepnęła w myślach Leah i pociągnęła ją za ogon. Powoli, powolutku, biała wilczyca ruszyła się z miejsca.
wtorek, 2 kwietnia 2013
Powrót
Witam Was wszystkich!
Tak...zniknęłam z bloga bez słowa wyjaśnienia. Teraz pora na tłumaczenia.
Czemu to zrobiłam?
Miałam mnóstwo nauki, nie sądziłam, że to się kiedyś skończy. Blog i ogólnie blogspot poszedł w zapomnienie.
Jednak czemu nie wróciłam trochę później?
Życie nie jest łatwe. Miałam problemy rodzinne, nie będę się tu o nich rozpisywała. Po prostu komputer i blog i inne takie...nie myślałam wtedy o tym.
Jednak wracam teraz. Mam nadzieję, że znajdę czytelników.
Pozdrawiam
Shephire
Tak...zniknęłam z bloga bez słowa wyjaśnienia. Teraz pora na tłumaczenia.
Czemu to zrobiłam?
Miałam mnóstwo nauki, nie sądziłam, że to się kiedyś skończy. Blog i ogólnie blogspot poszedł w zapomnienie.
Jednak czemu nie wróciłam trochę później?
Życie nie jest łatwe. Miałam problemy rodzinne, nie będę się tu o nich rozpisywała. Po prostu komputer i blog i inne takie...nie myślałam wtedy o tym.
Jednak wracam teraz. Mam nadzieję, że znajdę czytelników.
Pozdrawiam
Shephire
wtorek, 13 listopada 2012
3. A było już tak dobrze...
Minęło kilka kolejnych miesięcy od śmierci Charliego. Bella kompletnie przestała cokolwiek rozumieć. Było z nią gorzej, niż po wyjeździe pijawek. Nikt już nie mógł na to patrzeć, szczególnie Jake. Kiedy w końcu zaczął się trząść na jej widok, uznał, że musi coś zmienić.
-Bells. Mam dla ciebie niespodziankę.-oznajmił pewnego ranka.-Spędzimy razem cały jeden dzień. Co byś chciała robić?
-Jeden dzień? Motory.-wyszeptała. Jacob się uśmiechnął. Pociągnął ją za rękę i zaprowadził do garażu. Bella podążyła za nim z grobową miną.
Kiedy po wielu staraniach udało im się wyciągnąć motory, by nie nakrył ich Billy, ruszyli w swoje stare miejsce do nauki jazdy.
-Poskaczmy potem z klifu.-poprosiła Bella, wpatrując się w puste skały i wzburzone morze.
-Bells, nie przeginaj struny.-zaśmiał się Jake. Westchnienie dziewczyny obiło się o jego uszy.
-Szkoda.-szepnęła. Dalszą drogę pokonali w ciszy. Tylko jej myśli krzyczały. Nie mogę tego zrobić...ale muszę...zranię Jacoba...ale Edward i Charlie...on chciał mnie zabić...ale został omamiony...zabił ojca...nie! To nieprawda! Edward mnie kocha! - wojna w głowie Belli trwała. Decyzja, którą właśnie podjęła, była nieodwołalna.
-Dojechaliśmy na miejsce.-poinformował Jake i zaczął ściągać motory z ciężarówki.
-To...super.-wydukała pobladła dziewczyna i wyszła na powietrze.
Miejsce nie zmieniło się zbyt wiele. Było tu pełno zarośli. Suche badyle wystawały z ziemi. Wąska ścieżka nie była pokryta błotem, a piaskiem. Dalej rosły tu drzewa i było kilka wielkich głazów.
-Hej, Bells, jedziemy?-zapytał uradowany Jacob. Bella skinęła głową. Wsunęła się na swój motor i go odpaliła. Maszyna zamruczała, jak kot. Chwilę potem jednak ryknęła i wyskoczyła do przodu. Za dziewczyną powiewały kasztanowe pukle, jednak nie myślała, jak wygląda. Skierowała się na największy głaz, jaki widziała. Jeszcze tylko chwila i zobaczę się z tatą - szepnęła w myślach.
Jacob obserwował ją z pewnej odległości. Westchnął cicho i również wsiadł na motor. Patrzył jeszcze chwilę na Bellę, a potem momentalnie zmienił mu się nastrój.
-Bells, do cholery, co ty wyprawiasz!-krzyknął i odpalił swoją maszynę. Za późno. Zanim ją dogonił, porządnie uderzyła głową w głaz. Klnąc się w myślach, chłopak podbiegł do rannej i wziął ją na ręce. Próbował powstrzymać dygotanie, ale marnie mu to wychodziło. Uspokój się. Zrobisz jej krzywdę. Spokój! - nakazy wydawane sobie w myślach niewiele pomagały. Z twarzą wykrzywioną cierpieniem podbiegł do auta i ruszył szosą, nie zważając na przepisy. Byle jej nic się nie stało.
Szpital nie kojarzył się dobrze żadnemu z nich. Jake wciąż czuł tu odór wampira, a Bella trafiała tu non stop. Musiała być już przyzwyczajona.
Odkąd doktor Cullen "wyjechał", wszystko się zmieniło. Był on lekarzem Belli. Na jego miejsce trafił inny człowiek.
-Panna Isabella Marie Swan, jeśli się nie mylę.-uśmiechnęła się recepcjonistka.-Przyjmie panią doktor Hunter. Pierwsze drzwi na lewo.
-Dziękuję.-powiedział Jacob i wręcz pobiegł do gabinetu doktora. Trzęsące się ręce zdradzały coraz większe podenerwowanie. A jeśli już za późno? A jeśli coś się stanie? A krwiopijca? - pytał się w myślach.
-Proszę pana! Słyszy mnie pan?!-krzyknął doktor Hunter i pomachał Jacobowi ręką przed oczami.
-T-tak...Nic jej nie jest?-zapytał wyrwany z zamyślenia chłopak.
-To tylko stłuczenie. Nie jest źle. Jestem Charles Hunter.-przedstawił się doktor. Jake tylko kiwał nieprzytomnie głową.
-Mogę do niej wejść?-zapytał po dłuższej chwili milczenia. Doktor niepewnie skinął głową.
-To tylko stłuczenie, ale zostanie do jutra.-powiedział i wprowadził chłopaka do sali.
Było to przestronne pomieszczenie o białych ścianach. W niewielkich okienkach wisiały koronkowe firanki. Pod ścianą ustawione były trzy łóżka. Na jednym z nich leżała Bella.
-Zostawię państwa samych.-oznajmił doktor Hunter i wyszedł. Skrzypnięcie drzwi sprawiło, że dziewczyna odwróciła się plecami do odwiedzającego.
-Możesz mi wyjaśnić, po jaką cholerę żeś to zrobiła?-zapytał Jacob.
-Nie mogę.-szepnęła Bella. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. A potem kolejne. Kiedy odwróciła twarz, tak, by Jake mógł ją zobaczyć, z jej oczu płynął strumień słonych kropelek.
-Och, Bells. Wybacz.-przeprosił ją chłopak.
-To nie twoja wina.-odparła mu. Jacob mruknął coś niezrozumiale. A właśnie, że moja. Po cholerę poruszam ten temat. To taka ostatnia rozmowa. -pomyślał ze złością.
-Bella, słuchaj. Zrobię wszytko. Spełnię każdą twoją zachciankę, choćby nie wiem, jak szaloną. Tylko nie rób tego więcej.-obiecał chłopak i przytulił jej rękę do rozgrzanego policzka.
-Mówisz prawdę?-upewniła się Bella.
-Najprawdziwszą prawdę.-potwierdził Jake.
-Chcę spotkać się z krwio...krwiopijcą -ostatnie słowo było pełne bólu, wypowiedziane na siłę.
-Mówisz-masz. Ale pod jednym warunkiem. Będę ci towarzyszył.-odpowiedź przyjaciela napełniła jej serce nadzieją.
-Dobra.-dziewczyna wyciągnęła rękę, którą Jacob bez wahania uścisnął.
_______________________________________________________________________
Rozdziału dawno tu nie było. Wielkie sorry dla mojego...cóż tu kłamać... jedynego czytelnika. Jeśli ktoś jeszcze to czyta, oprócz sakroliny, proszę o komentarze. Nie wiem, czy mam pisać, czy nie. Podpowiedzcie.
-Bells. Mam dla ciebie niespodziankę.-oznajmił pewnego ranka.-Spędzimy razem cały jeden dzień. Co byś chciała robić?
-Jeden dzień? Motory.-wyszeptała. Jacob się uśmiechnął. Pociągnął ją za rękę i zaprowadził do garażu. Bella podążyła za nim z grobową miną.
Kiedy po wielu staraniach udało im się wyciągnąć motory, by nie nakrył ich Billy, ruszyli w swoje stare miejsce do nauki jazdy.
-Poskaczmy potem z klifu.-poprosiła Bella, wpatrując się w puste skały i wzburzone morze.
-Bells, nie przeginaj struny.-zaśmiał się Jake. Westchnienie dziewczyny obiło się o jego uszy.
-Szkoda.-szepnęła. Dalszą drogę pokonali w ciszy. Tylko jej myśli krzyczały. Nie mogę tego zrobić...ale muszę...zranię Jacoba...ale Edward i Charlie...on chciał mnie zabić...ale został omamiony...zabił ojca...nie! To nieprawda! Edward mnie kocha! - wojna w głowie Belli trwała. Decyzja, którą właśnie podjęła, była nieodwołalna.
-Dojechaliśmy na miejsce.-poinformował Jake i zaczął ściągać motory z ciężarówki.
-To...super.-wydukała pobladła dziewczyna i wyszła na powietrze.
Miejsce nie zmieniło się zbyt wiele. Było tu pełno zarośli. Suche badyle wystawały z ziemi. Wąska ścieżka nie była pokryta błotem, a piaskiem. Dalej rosły tu drzewa i było kilka wielkich głazów.
-Hej, Bells, jedziemy?-zapytał uradowany Jacob. Bella skinęła głową. Wsunęła się na swój motor i go odpaliła. Maszyna zamruczała, jak kot. Chwilę potem jednak ryknęła i wyskoczyła do przodu. Za dziewczyną powiewały kasztanowe pukle, jednak nie myślała, jak wygląda. Skierowała się na największy głaz, jaki widziała. Jeszcze tylko chwila i zobaczę się z tatą - szepnęła w myślach.
Jacob obserwował ją z pewnej odległości. Westchnął cicho i również wsiadł na motor. Patrzył jeszcze chwilę na Bellę, a potem momentalnie zmienił mu się nastrój.
-Bells, do cholery, co ty wyprawiasz!-krzyknął i odpalił swoją maszynę. Za późno. Zanim ją dogonił, porządnie uderzyła głową w głaz. Klnąc się w myślach, chłopak podbiegł do rannej i wziął ją na ręce. Próbował powstrzymać dygotanie, ale marnie mu to wychodziło. Uspokój się. Zrobisz jej krzywdę. Spokój! - nakazy wydawane sobie w myślach niewiele pomagały. Z twarzą wykrzywioną cierpieniem podbiegł do auta i ruszył szosą, nie zważając na przepisy. Byle jej nic się nie stało.
Szpital nie kojarzył się dobrze żadnemu z nich. Jake wciąż czuł tu odór wampira, a Bella trafiała tu non stop. Musiała być już przyzwyczajona.
Odkąd doktor Cullen "wyjechał", wszystko się zmieniło. Był on lekarzem Belli. Na jego miejsce trafił inny człowiek.
-Panna Isabella Marie Swan, jeśli się nie mylę.-uśmiechnęła się recepcjonistka.-Przyjmie panią doktor Hunter. Pierwsze drzwi na lewo.
-Dziękuję.-powiedział Jacob i wręcz pobiegł do gabinetu doktora. Trzęsące się ręce zdradzały coraz większe podenerwowanie. A jeśli już za późno? A jeśli coś się stanie? A krwiopijca? - pytał się w myślach.
-Proszę pana! Słyszy mnie pan?!-krzyknął doktor Hunter i pomachał Jacobowi ręką przed oczami.
-T-tak...Nic jej nie jest?-zapytał wyrwany z zamyślenia chłopak.
-To tylko stłuczenie. Nie jest źle. Jestem Charles Hunter.-przedstawił się doktor. Jake tylko kiwał nieprzytomnie głową.
-Mogę do niej wejść?-zapytał po dłuższej chwili milczenia. Doktor niepewnie skinął głową.
-To tylko stłuczenie, ale zostanie do jutra.-powiedział i wprowadził chłopaka do sali.
Było to przestronne pomieszczenie o białych ścianach. W niewielkich okienkach wisiały koronkowe firanki. Pod ścianą ustawione były trzy łóżka. Na jednym z nich leżała Bella.
-Zostawię państwa samych.-oznajmił doktor Hunter i wyszedł. Skrzypnięcie drzwi sprawiło, że dziewczyna odwróciła się plecami do odwiedzającego.
-Możesz mi wyjaśnić, po jaką cholerę żeś to zrobiła?-zapytał Jacob.
-Nie mogę.-szepnęła Bella. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. A potem kolejne. Kiedy odwróciła twarz, tak, by Jake mógł ją zobaczyć, z jej oczu płynął strumień słonych kropelek.
-Och, Bells. Wybacz.-przeprosił ją chłopak.
-To nie twoja wina.-odparła mu. Jacob mruknął coś niezrozumiale. A właśnie, że moja. Po cholerę poruszam ten temat. To taka ostatnia rozmowa. -pomyślał ze złością.
-Bella, słuchaj. Zrobię wszytko. Spełnię każdą twoją zachciankę, choćby nie wiem, jak szaloną. Tylko nie rób tego więcej.-obiecał chłopak i przytulił jej rękę do rozgrzanego policzka.
-Mówisz prawdę?-upewniła się Bella.
-Najprawdziwszą prawdę.-potwierdził Jake.
-Chcę spotkać się z krwio...krwiopijcą -ostatnie słowo było pełne bólu, wypowiedziane na siłę.
-Mówisz-masz. Ale pod jednym warunkiem. Będę ci towarzyszył.-odpowiedź przyjaciela napełniła jej serce nadzieją.
-Dobra.-dziewczyna wyciągnęła rękę, którą Jacob bez wahania uścisnął.
_______________________________________________________________________
Rozdziału dawno tu nie było. Wielkie sorry dla mojego...cóż tu kłamać... jedynego czytelnika. Jeśli ktoś jeszcze to czyta, oprócz sakroliny, proszę o komentarze. Nie wiem, czy mam pisać, czy nie. Podpowiedzcie.
piątek, 12 października 2012
2. Obraz nędzy i rozpaczy
Mijały kolejne tygodnie. Bella zamieszkała w La Push, u Jacoba. Dnie spędzała głównie z Billym. Przecież jej kumpel tropił wampira. Ze stanu hibernacji uczuciowej popadła w depresję. Było to tak, jak po wyjechaniu Edwarda. Lecz teraz on nie wyjechał, tylko chciał ją zabić. Wystarczyło tylko kilka słów Volturich, by go przekabacić.
Tymczasem Jacob również był na skraju wytrzymałości nerwowej. Nie miał pewności, czy kiedy wróci do domu, Bella będzie żywa. Już nie chodziło o tą pijawkę. Bał się, że z rozpaczy Bella popełni samobójstwo. Była bardzo stała w uczuciach. Nie taka, jak inne nastolatki w jej wieku. Dużo bardziej dorosła.
-Jake? Mam dla ciebie małą propozycję.-poinformował go pewnego razu Jared, wesoło zacierając ręce.
-Tak?-chłopak otrząsną się z własnych myśli.
-Damy ci dwa dni z Bellą. Ja i Sam ruszamy tropić Cullena. Co ty na to?-uśmiechnął się, widząc Jacoba, który oszalał z radości.
-Jasne, że tak! Kurczę, Jared! Dzięki, stary!
-Okey. Idę, zanim mnie pocałujesz.-zażartował Jared i uścisną rękę Jacoba. Ten drugi, nie czekając, pobiegł do domu.
-Bells! Wróciłem! Mam dla ciebie niespodziankę!-darł się od progu. Zza ściany wychyliła się Bella. Chłopak przeżył szok. Pierwszy raz od jej oprzytomnienia mógł ją dokładnie zobaczyć.
Wyglądała niczym obraz nędzy i rozpaczy. Strasznie schudła. Ciuchy wisiały na niej, jak szmaty. Ręce i nogi były niczym gałązki. Zatłuszczone włosy zwisały w strąkach. Twarz była chuda i widać było wystające kości policzkowe.
-Szału nie robię, co?-szepnęła cicho, gdy zauważyła, że Jacob tak ją ogląda.
-Co...się...stało?-wydukał oniemiały.
-Pomyślmy? Miłość mego życia mnie rzuciła. A tak. Nie zapominajmy, że Edward to wampir, więc miał mnie przy okazji zjeść. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?-zapytała sarkastycznie. Udawała twardą, jednak było widać, że oczy jej wilgotnieją.
-Och, Bella. Wybacz.-szepnął Jake i spróbował ją przytulić. Ona go odepchnęła.
-Masz, czego chciałeś!-spróbowała krzyknąć, lecz marnie jej to wyszło. A potem przestała ukrywać łzy. Po prostu się rozpłakała.
W korytarzu pojawił się Billy. Miał przygaszoną minę. Stało się coś złego. Coś, co załamie Bellę.
-Charlie nie żyje. Zabił go... Cullen.-powiedział cicho. Wtedy Bella wydała z siebie coś w rodzaju ryku zranionego zwierzęcia. A potem osunęła się na ziemię niczym szmaciana lalka.
-Musiałeś powiedzieć jej to teraz?-warknął na ojca Jake.
-Tak. Ma prawo wiedzieć.-odparł Billy, jednak ze strachem patrzył na nieprzytomną dziewczynę. Jacob mruknął coś, żeby nie pogarszać jej stanu. Wziął ją delikatnie na ręce i zniósł do swojego pokoju. Ułożył ją na łóżku i szczelnie przykrył kocem. Była zimna, jak lodówka.
-Hej, hej! Jest tu kto?! Jacob!-rozległy się krzyki w głębi domu. Przyszedł Quil.
-Nie drzyj się tak.-głowa Jake'a ukazała się w szparze pomiędzy drzwiami.
-Czemu? A zresztą. Słyszałem, że masz wolne. Planujesz już jakiś wypad z Bellą?-z jego uśmiechniętych ust zaczął się wylewać potok słów.
-Nic nie planuję. Bella jest obecnie nieprzytomna.-mruknął i zniknął w swoim pokoju.
-Jak to?-zapytał Quil. Wszedł za Jacobem do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowała się chora.
-Idę na patrol. Zostaniesz z nią?-poprosił Jake. Quil tylko kiwnął głową.
***
Witaj Jacob. Co u Belli? Zapytał Embry. Byli już wilkami i wszystkie ich myśli były na widoku.
Nic. Jest z nią Quil. Mruknął niechętnie chłopak. W jego myślach pojawił się obraz niedawnej rozmowy z ojcem i Bellą. Embry z zaskoczenia aż pomylił krok. Zarył błoto pyskiem i jęknął. Jednak szybko się podniósł.
Zabił? Ojca Belli? CHARLIEGO?! Ostatnie słowo wykrzyczał w swoich myślach.
Tak. Ona jest załamana. Leży nieprzytomna. Dlatego jest z nią Quil. Wyjaśnił Jacob i przyspieszył.
Jake! Myślałem, że jesteś z Bellą. Dołączył się do rozmowy Sam. Jacob westchnął i znów przypomniał sobie tą rozmowę. Sam na chwilę zdębiał.
Do domu! Ale już! Rozkazał. Potem zawył na alarm i w ich głowach rozbrzmiały myśli wszystkich członków sfory.
Co jest? Co zrobiła pijawa? Leah zareagowała najszybciej. Sam spojrzał na nią zdziwiony.
Wiesz? zapytał.
Po La Push i Forks grasuje stuknięty wampir. Chce zabić Bellę i nie cofnie się przed niczym. No, zabił też swoją rodzinę. Wielbi pewnych włoskich zabójców, którzy go omamili. Wystarczy? Sarkastyczna wypowiedź dziewczyny zbiła wszystkich z tropu. Musiała naprawdę przykładać się do patroli i raportów, skoro wiedziała już dosyć dużo.
Tym razem zbił Charliego. Powiedział spokojnie Jacob i jego głos zniknął.
Tymczasem Jacob również był na skraju wytrzymałości nerwowej. Nie miał pewności, czy kiedy wróci do domu, Bella będzie żywa. Już nie chodziło o tą pijawkę. Bał się, że z rozpaczy Bella popełni samobójstwo. Była bardzo stała w uczuciach. Nie taka, jak inne nastolatki w jej wieku. Dużo bardziej dorosła.
-Jake? Mam dla ciebie małą propozycję.-poinformował go pewnego razu Jared, wesoło zacierając ręce.
-Tak?-chłopak otrząsną się z własnych myśli.
-Damy ci dwa dni z Bellą. Ja i Sam ruszamy tropić Cullena. Co ty na to?-uśmiechnął się, widząc Jacoba, który oszalał z radości.
-Jasne, że tak! Kurczę, Jared! Dzięki, stary!
-Okey. Idę, zanim mnie pocałujesz.-zażartował Jared i uścisną rękę Jacoba. Ten drugi, nie czekając, pobiegł do domu.
-Bells! Wróciłem! Mam dla ciebie niespodziankę!-darł się od progu. Zza ściany wychyliła się Bella. Chłopak przeżył szok. Pierwszy raz od jej oprzytomnienia mógł ją dokładnie zobaczyć.
Wyglądała niczym obraz nędzy i rozpaczy. Strasznie schudła. Ciuchy wisiały na niej, jak szmaty. Ręce i nogi były niczym gałązki. Zatłuszczone włosy zwisały w strąkach. Twarz była chuda i widać było wystające kości policzkowe.
-Szału nie robię, co?-szepnęła cicho, gdy zauważyła, że Jacob tak ją ogląda.
-Co...się...stało?-wydukał oniemiały.
-Pomyślmy? Miłość mego życia mnie rzuciła. A tak. Nie zapominajmy, że Edward to wampir, więc miał mnie przy okazji zjeść. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?-zapytała sarkastycznie. Udawała twardą, jednak było widać, że oczy jej wilgotnieją.
-Och, Bella. Wybacz.-szepnął Jake i spróbował ją przytulić. Ona go odepchnęła.
-Masz, czego chciałeś!-spróbowała krzyknąć, lecz marnie jej to wyszło. A potem przestała ukrywać łzy. Po prostu się rozpłakała.
W korytarzu pojawił się Billy. Miał przygaszoną minę. Stało się coś złego. Coś, co załamie Bellę.
-Charlie nie żyje. Zabił go... Cullen.-powiedział cicho. Wtedy Bella wydała z siebie coś w rodzaju ryku zranionego zwierzęcia. A potem osunęła się na ziemię niczym szmaciana lalka.
-Musiałeś powiedzieć jej to teraz?-warknął na ojca Jake.
-Tak. Ma prawo wiedzieć.-odparł Billy, jednak ze strachem patrzył na nieprzytomną dziewczynę. Jacob mruknął coś, żeby nie pogarszać jej stanu. Wziął ją delikatnie na ręce i zniósł do swojego pokoju. Ułożył ją na łóżku i szczelnie przykrył kocem. Była zimna, jak lodówka.
-Hej, hej! Jest tu kto?! Jacob!-rozległy się krzyki w głębi domu. Przyszedł Quil.
-Nie drzyj się tak.-głowa Jake'a ukazała się w szparze pomiędzy drzwiami.
-Czemu? A zresztą. Słyszałem, że masz wolne. Planujesz już jakiś wypad z Bellą?-z jego uśmiechniętych ust zaczął się wylewać potok słów.
-Nic nie planuję. Bella jest obecnie nieprzytomna.-mruknął i zniknął w swoim pokoju.
-Jak to?-zapytał Quil. Wszedł za Jacobem do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowała się chora.
-Idę na patrol. Zostaniesz z nią?-poprosił Jake. Quil tylko kiwnął głową.
***
Witaj Jacob. Co u Belli? Zapytał Embry. Byli już wilkami i wszystkie ich myśli były na widoku.
Nic. Jest z nią Quil. Mruknął niechętnie chłopak. W jego myślach pojawił się obraz niedawnej rozmowy z ojcem i Bellą. Embry z zaskoczenia aż pomylił krok. Zarył błoto pyskiem i jęknął. Jednak szybko się podniósł.
Zabił? Ojca Belli? CHARLIEGO?! Ostatnie słowo wykrzyczał w swoich myślach.
Tak. Ona jest załamana. Leży nieprzytomna. Dlatego jest z nią Quil. Wyjaśnił Jacob i przyspieszył.
Jake! Myślałem, że jesteś z Bellą. Dołączył się do rozmowy Sam. Jacob westchnął i znów przypomniał sobie tą rozmowę. Sam na chwilę zdębiał.
Do domu! Ale już! Rozkazał. Potem zawył na alarm i w ich głowach rozbrzmiały myśli wszystkich członków sfory.
Co jest? Co zrobiła pijawa? Leah zareagowała najszybciej. Sam spojrzał na nią zdziwiony.
Wiesz? zapytał.
Po La Push i Forks grasuje stuknięty wampir. Chce zabić Bellę i nie cofnie się przed niczym. No, zabił też swoją rodzinę. Wielbi pewnych włoskich zabójców, którzy go omamili. Wystarczy? Sarkastyczna wypowiedź dziewczyny zbiła wszystkich z tropu. Musiała naprawdę przykładać się do patroli i raportów, skoro wiedziała już dosyć dużo.
Tym razem zbił Charliego. Powiedział spokojnie Jacob i jego głos zniknął.
środa, 10 października 2012
1. Gorzka Prawda
Isabella Swan delikatnie przeczesała włosy szczotką. Wzięła głęboki oddech i wyszła na dwór. Chłodny wiaterek przywołał ją do rzeczywistości. Uspokój się nakazała sobie w myślach dziewczyna. Wsiadła do swej sędziwej furgonetki i włożyła kluczyk do stacyjki. Uśmiech zamajaczył na jej twarzy. Jeszcze chwila i zobaczy Edwarda.
W wiecznie zimnym i zasnutym ciemnymi chmurami miasteczku Forks Bella mieszkała już dłuższy czas. Jednak jej życie stało się jeszcze bardziej pogmatwane niż wcześniej. Poznała bowiem Edwarda Cullena, najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Dowiedziała się, że jest wampirem. Że jej krew kusząco pachnie, że Edward chciał ją zabić i się w nim zakochała. Jej pogmatwane losu jeszcze bardziej się pokręciły. Śmiała się, wspominając dawne czasy. Jak mogła nie znać Edwarda, swojego obecnego chłopaka. "Chłopak" to za mało, by określić rolę Edwarda w jej życiu. Był w centrum uwagi. Świat obracał się tylko wokół niego.
Skręciła w wąską uliczkę prowadzącą do domu państwa Cullenów. Przez kolejne pięć kilometrów przygotowywała się do spotkania z Rosalie- siostrą Edwarda, która jako jedyna z jego rodziny jej nie polubiła. Bella nie wiedziała czemu.
Kiedy kamienie na podjeździe eleganckiego domu zachrobotały pod kołami furgonetki, usłyszała ciche polecenie. Nie idź do nich!
Głos był znajomy. Należał do drugiej najważniejszej w jej życiu osoby- Jacoba Blacka. Ona kochała Edwarda, Jacob ją. Co gorsza, Jacob był wilkołakiem, odwiecznym wrogiem wampirów. Więc nie byli w stanie się pogodzić.
Nie słuchając głosiku, wysiadła z furgonetki i ruszyła w stronę domu. Jednak niepotrzebnie. Edward czekał na ganku, dziwnie zgarbiony. Bella weszła do domu. Za nią ruszył młody Cullen.
-Czekałem na ciebie.-szepnął, gdy znaleźli się w środku. Głos miał inny, wcale niepodobny do jego aksamitnego barytonu.
-Wiem.-powiedziała Bella. Wtedy Edward się wyprostował i uśmiechnął złośliwie.
Jego zwykle złote oczy, teraz jaśniały szkarłatem. Spoglądał nimi na dziewczynę łakomie, jakby była pysznym deserem. Po wardze ciekła stróżka krwi, bynajmniej nie zwierzęcej.
-Och, nie w tym znaczeniu. Byłem tylko...głodny.-zaśmiał się cicho.
-Ale...nie rozumiem.-wyjąkała Bella. On wydał się zniecierpliwiony.
-Jak to nie rozumiesz?- wywrócił oczami.-Więc ci opowiem. Po odwiedzeniu dworu Volturich, wiesz, tych wampirów z Włoch, zacząłem się zastanawiać nad ich propozycją. W końcu wizja władzy wydała mi się wyjątkowo kusząca. Więc wróciłem do Włoch i im to powiedziałem. Aro szczególnie się ucieszył. Jednak Kajusz trochę mniej. Kazał mi więc zabić cała rodzinę. Mogłem oszczędzić tylko Alice. Ma przecież dar. Więc wczoraj wróciłem do domu. odwiedziłem Carlisla w jego gabinecie. Cichutko z nim skończyłem. Gdyby nie Esme... Ech, a mogło zostać jej jeszcze kilka minut życia.-szyderczy śmiech poniósł się echem po opustoszałym domu.
Bella wiedziała, ze to nie koniec. Że dowie się straszniejszych rzeczy. Mimowolnie zadrżała.
-Więc z nią też skończyłem.-ciągnął swą opowieść Edward.-Potem zabiłem Rose i Emmeta. Na koniec zostawiłem sobie Jaspera. Był na polowaniu z Alice. Zaskoczyłem ich. Powiedziałem o wszystkim Alice. Zechciała dołączyć. No, ale Jasper razem z nią. Więc, by nie przeszkadzał, zabiłem go. Wtedy Alice się wkurzyła i ją też zabiłem. Zgłodniałem, więc pora na deser.-zbliżył się do niej i odsłonił zęby. Dziewczyna zaś stała w miejscu, sparaliżowana strachem. Mogłaś wysłuchać Jacoba. Ten jeden jedyny raz. Myśli Belli krążyły teraz tylko wokół miłości do Jake'a.
Straszliwy ryk przerwał przygotowanie do uczty. Ogromny rdzawy basior wskoczył do pokoju. Za nim dwa kolejne. Jeden odtrącił Bellę w bok. Z ogromnej dziury w ścianie wyłoniła się znajoma twarz.
-Sam! Ratuj!-krzyknęła Bella i osunęła się na ziemię.
-Chłopaki! Mamy ją!-Sam Uley wziął nieprzytomną Bellę na ręce i biegiem ruszył w stronę lasu.
***
Jacob siedział przygarbiony przy łóżku Belli i gorączkowo szeptał jej imię.
-Jake, ona żyje.-szepnął Embry. Nie dotarło to jednak do chłopaka. Jego stan był teraz zależny od stanu Belli. Nagle ona zatrzepotała powiekami.
-Boże, Bella. Ty żyjesz.-odetchnął z ulgą chłopak. Zmierzwił włosy i uśmiechnął się do niej.
-Jake? Jacob? Edward?-zmieniała wyszeptane imiona w pytania. Przy tym ostatnim Jacobowi zaczęły trząść się ręce.
-Nie wspominaj tej cholernej pijawki.-warknął.-Chciał cię zabić.
-Spokojnie. Stary, wszystko będzie dobrze.-tym razem to Quil zaczął uspokajać kumpla. Powoli drgawki mijały. Tymczasem Bella znów zapadła w sen.
-Ten krwiopijca żyje. I chce zabić Bellę. Będzie dobrze?!-wręcz wykrzyczał ostatnie zdanie. Reszta sfory spojrzała na niego ze współczuciem. Cóż, Jacob był bezsensownie w niej zakochany, być może ją sobie wpoił. Obiecał Edwardowi Cullenowi śmierć. A on zawsze dotrzymuje obietnic.
-Jacob, można na słówko?-zapytał Sam. Jake westchnął i wyszedł. Szli ładny kawałek, aż do końca ogromnego lasu.
-Słuchaj. Bella musi się przenieść do La Push. Inaczej zginie.-powiedział poważnie Sam.
-Wiem. Lecę porozmawiać o tym z Charliem.-dał susa do przodu i eksplodował. Rdzawy basior ruszył w stronę szosy. Sam tylko mruknął coś niezrozumiale i wrócił do reszty chłopaków.
W wiecznie zimnym i zasnutym ciemnymi chmurami miasteczku Forks Bella mieszkała już dłuższy czas. Jednak jej życie stało się jeszcze bardziej pogmatwane niż wcześniej. Poznała bowiem Edwarda Cullena, najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Dowiedziała się, że jest wampirem. Że jej krew kusząco pachnie, że Edward chciał ją zabić i się w nim zakochała. Jej pogmatwane losu jeszcze bardziej się pokręciły. Śmiała się, wspominając dawne czasy. Jak mogła nie znać Edwarda, swojego obecnego chłopaka. "Chłopak" to za mało, by określić rolę Edwarda w jej życiu. Był w centrum uwagi. Świat obracał się tylko wokół niego.
Skręciła w wąską uliczkę prowadzącą do domu państwa Cullenów. Przez kolejne pięć kilometrów przygotowywała się do spotkania z Rosalie- siostrą Edwarda, która jako jedyna z jego rodziny jej nie polubiła. Bella nie wiedziała czemu.
Kiedy kamienie na podjeździe eleganckiego domu zachrobotały pod kołami furgonetki, usłyszała ciche polecenie. Nie idź do nich!
Głos był znajomy. Należał do drugiej najważniejszej w jej życiu osoby- Jacoba Blacka. Ona kochała Edwarda, Jacob ją. Co gorsza, Jacob był wilkołakiem, odwiecznym wrogiem wampirów. Więc nie byli w stanie się pogodzić.
Nie słuchając głosiku, wysiadła z furgonetki i ruszyła w stronę domu. Jednak niepotrzebnie. Edward czekał na ganku, dziwnie zgarbiony. Bella weszła do domu. Za nią ruszył młody Cullen.
-Czekałem na ciebie.-szepnął, gdy znaleźli się w środku. Głos miał inny, wcale niepodobny do jego aksamitnego barytonu.
-Wiem.-powiedziała Bella. Wtedy Edward się wyprostował i uśmiechnął złośliwie.
Jego zwykle złote oczy, teraz jaśniały szkarłatem. Spoglądał nimi na dziewczynę łakomie, jakby była pysznym deserem. Po wardze ciekła stróżka krwi, bynajmniej nie zwierzęcej.
-Och, nie w tym znaczeniu. Byłem tylko...głodny.-zaśmiał się cicho.
-Ale...nie rozumiem.-wyjąkała Bella. On wydał się zniecierpliwiony.
-Jak to nie rozumiesz?- wywrócił oczami.-Więc ci opowiem. Po odwiedzeniu dworu Volturich, wiesz, tych wampirów z Włoch, zacząłem się zastanawiać nad ich propozycją. W końcu wizja władzy wydała mi się wyjątkowo kusząca. Więc wróciłem do Włoch i im to powiedziałem. Aro szczególnie się ucieszył. Jednak Kajusz trochę mniej. Kazał mi więc zabić cała rodzinę. Mogłem oszczędzić tylko Alice. Ma przecież dar. Więc wczoraj wróciłem do domu. odwiedziłem Carlisla w jego gabinecie. Cichutko z nim skończyłem. Gdyby nie Esme... Ech, a mogło zostać jej jeszcze kilka minut życia.-szyderczy śmiech poniósł się echem po opustoszałym domu.
Bella wiedziała, ze to nie koniec. Że dowie się straszniejszych rzeczy. Mimowolnie zadrżała.
-Więc z nią też skończyłem.-ciągnął swą opowieść Edward.-Potem zabiłem Rose i Emmeta. Na koniec zostawiłem sobie Jaspera. Był na polowaniu z Alice. Zaskoczyłem ich. Powiedziałem o wszystkim Alice. Zechciała dołączyć. No, ale Jasper razem z nią. Więc, by nie przeszkadzał, zabiłem go. Wtedy Alice się wkurzyła i ją też zabiłem. Zgłodniałem, więc pora na deser.-zbliżył się do niej i odsłonił zęby. Dziewczyna zaś stała w miejscu, sparaliżowana strachem. Mogłaś wysłuchać Jacoba. Ten jeden jedyny raz. Myśli Belli krążyły teraz tylko wokół miłości do Jake'a.
Straszliwy ryk przerwał przygotowanie do uczty. Ogromny rdzawy basior wskoczył do pokoju. Za nim dwa kolejne. Jeden odtrącił Bellę w bok. Z ogromnej dziury w ścianie wyłoniła się znajoma twarz.
-Sam! Ratuj!-krzyknęła Bella i osunęła się na ziemię.
-Chłopaki! Mamy ją!-Sam Uley wziął nieprzytomną Bellę na ręce i biegiem ruszył w stronę lasu.
***
Jacob siedział przygarbiony przy łóżku Belli i gorączkowo szeptał jej imię.
-Jake, ona żyje.-szepnął Embry. Nie dotarło to jednak do chłopaka. Jego stan był teraz zależny od stanu Belli. Nagle ona zatrzepotała powiekami.
-Boże, Bella. Ty żyjesz.-odetchnął z ulgą chłopak. Zmierzwił włosy i uśmiechnął się do niej.
-Jake? Jacob? Edward?-zmieniała wyszeptane imiona w pytania. Przy tym ostatnim Jacobowi zaczęły trząść się ręce.
-Nie wspominaj tej cholernej pijawki.-warknął.-Chciał cię zabić.
-Spokojnie. Stary, wszystko będzie dobrze.-tym razem to Quil zaczął uspokajać kumpla. Powoli drgawki mijały. Tymczasem Bella znów zapadła w sen.
-Ten krwiopijca żyje. I chce zabić Bellę. Będzie dobrze?!-wręcz wykrzyczał ostatnie zdanie. Reszta sfory spojrzała na niego ze współczuciem. Cóż, Jacob był bezsensownie w niej zakochany, być może ją sobie wpoił. Obiecał Edwardowi Cullenowi śmierć. A on zawsze dotrzymuje obietnic.
-Jacob, można na słówko?-zapytał Sam. Jake westchnął i wyszedł. Szli ładny kawałek, aż do końca ogromnego lasu.
-Słuchaj. Bella musi się przenieść do La Push. Inaczej zginie.-powiedział poważnie Sam.
-Wiem. Lecę porozmawiać o tym z Charliem.-dał susa do przodu i eksplodował. Rdzawy basior ruszył w stronę szosy. Sam tylko mruknął coś niezrozumiale i wrócił do reszty chłopaków.
wtorek, 9 października 2012
Prolog
"Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości.
Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć,
nikomu pomagać."
Jan Twardowski
Jednak warto kochać.
Jan Twardowski
Jednak warto kochać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)